Mieliście kiedyś do czynienia z "zakupową gorączką". Do dzisiaj nie sądziłam, że coś takiego może istniec. Objawy:
- szalone bieganie po sklepach
- kupowanie wszystkiego co popadnie
- zapominanie tego co trzeba kupic
- zadyszka
- szaleństwo w oczach
Dzisiaj zachorowała na to moja Siostra. Umówiłyśmy się na zakupy w celu kupienia dla niej ozdób świątecznych i piżamy na zimę. Początkowo szło nam całkiem nie źle. Chociaż już po za parkowaniu i jeździe ruchomymi schodami zaczęłam się zastanawiać czy zaparkowałam na części z Okularami, Foką czy Leżakiem. Gdy pojawiłyśmy się na parterze wielkiego Centrum Handlowego pierwszym przystankiem miał być sklep z wymarzoną kurtką Sis. Jednak spoglądając w prawo i lewo nie potrafiłam określić swojej pozycji geograficznej. Topografia tego wielkiego sklepu jest dla mnie nie do ogarnięcia. Postanowiłyśmy zdać się na elektroniczną informację. Po zlokalizowaniu wielkiego interaktywnego pulpitu zaczęłyśmy szukać naszego sklepu. Po chwili czułyśmy się jak byśmy zamieniły się miejscami z Tony'm Stark'iem (Iron man) lub Tom'em Cruise z "Raportu Mniejszości". Pulpit okazał się bardzo fajną zabawką. Obrazy można było przewijać, obracać i nawet drogę ci wyliczało. Przy okazji okazało się, że jesteśmy na alei Francuskiej, a nasz sklep znajduje się na alei Olimpijskiej. Dotarcie tam na piechotę zajęło nam jakieś 20 min przy okazji do naszej listy "sklepów do odwiedzenia" dodałyśmy jakieś 5. Te centra specjalnie tak budują, że trzeba przeleźć cały sklep, żeby dotrzeć do celu. Przy okazji niezłym biznesem były by takie mini autka do poruszania się po alejach między sklepami. W końcu gdy przekroczyłyśmy granicę sklepu Sis zapomniała co ma kupić i bez celu snułyśmy się miedzy wieszakami. Rozum odzyskałam dopiero przy kasie kiedy trzymałam chyba z 5 rzeczy, które były mi kompletnie nie potrzebne. Moja towarzyska również stała z górą ciuchów z miną lekko zdziwioną z powodu ilością zakupów. Dzięki bogom odzyskałyśmy przytomność i udało się odwiesić te wszystkie szpargały. Z całego tego chaotycznego biegania zgłodniałyśmy. Postanowiłyśmy iść na kawę i ciacho. Gdy byłam w centrum poprzednio widziałam świetną kawiarnię z mnóstwem kolorowych foteli. Niestety to jedyny fakt jaki zapamiętałam o tym miejscu. Ruszyłyśmy więc na poszukiwania. Po jakiś kolejnych 30 minutach udało się nam odnaleźć wymarzone miejsce. Nasze tryumfalne miny musiały bardzo rozbawić sprzedawcę ponieważ bardzo szeroko się do nas uśmiechał :). Zamówiłam moją ulubioną kawę i najpyszniej wyglądający kawałek ciasta. Dawno nie jadłam tak pysznego makowca, a owe kolorowe fotele okazały się przyjemnie przytulne :). Siedząc i zapadając się w siedzenia Sis przyznała się do faktu, że z powodu tak dużej ilości sklepów kompletnie zgłupiała. Totalnie zapominając o tym po co wyszłam na zakupy. Chwilę zajęło nam ponowne zrobienie listy rzeczy koniecznych do kupienia. Najedzone i z kofeiną w żyłach ruszyłyśmy dalej. Siłą musiałyśmy się nawzajem odciągać od najróżniejszych wystaw. Parę razy znowu trzymałam w rękach stado wieszaków z rzeczami przeraźliwie drogimi i kompletnie nie potrzebnymi. Ech... chociaż teraz się zastanawiając wcale nie były takie nie potrzebne ;]. Udało mi się zaoszczędzić pieniążki i kupiłam tylko to co od początku zamierzałam. Jestem z siebie dumna. Zakochałam się w świeczkach zapachowych. Co prawda ta miłość pojawiła się już dużo wcześniej. Tym razem jest bardziej ukierunkowana. Przy stanowisku ze świecami zapachowymi spędziłyśmy chyba z 30 min. Pani ekspedientka wyciągała co raz to nowe świeczuchy, o co raz bardziej fantazyjnych nazwach np. świeże pranie, święta czy cynamonowe ciasto. Ten ostatni pachniał dosłownie jak kupa mojego dziecka. Okazało się, że ktoś zarabia na zapachu dziecięcej kupki. W dodatku Pani sprzedająca stwierdziła, że to jeden z popularniejszych. Ja mam taki sam zapach w domu, wystarczy otworzyć kosz na pieluchy. Gdy podałam nam czarną, pomyślałam że to na pewno jakiś szajs dla satanistów. Zapach coś mi przypominał, nie mogłam przestać jej wąchać. Razem z Sis na zmianę wyrywałyśmy ją sobie z rąk. Okazało się, że jest to zapach męskiej wody kolońskiej. Nie sądziłam, że kiedy kol wiek znajdę świeczkę pachnącą jak mój Pan X :D. Teraz będę miała go nawet jak go nie będzie :D. Po tych całych zapach miałam już dosyć tego łażenia. Sis udało się zakupić stado poduszek a ja wyszłam z torebką świeczek. Z tej euforii kompletnie zapomniałam na jakim parkingu zostawiłam auto. Kolejną godzinę poszukiwałam mojego mobilu. Gdy w końcu odnalazłyśmy furę byłyśmy zmęczone i spocone...ale było warto :D
Nocne zabawy Coco...i kurczaka :)
Śniadanie sałatka home-made i dyniowy chlebek...:D
Rozpusta...
Coffe Factory w Centrum Rivera...pycha kawa i ciacha
Moje dzisiejsze zdobycze...Softy Blanket...