środa, 31 grudnia 2014

Z cyklu zdjęcia przy choince...





"Zdjęcie przy choince". 

Właściwie po co się je robi. Bez obrazy przypomina mi to rodzinne ustawiane zdjęcie z lat PRL. W tym roku bojkotuję modę robienia zdjęcia przy choince.  Ilość zdjęci z drzewkiem na "fajsbuku" jest zdecydowanie wystarczająca. Dzień po wigilii chyba cała Polska wpadła na ten sam pomysł i "cyk". "Masz zdjęcie z choinką...Mam i ja"!!! ;) A więc, jęzor musi być...;P.
 Tegoroczne święta obfitowały atrakcje, dzięki, którym cieszę się, że rok się kończy. Dwukrotna próba podpalenia mieszkanka przez Pana X daje obraz jakich sytuacji należy unikać. Osoby bez doświadczenia nie powinny rozpalać kominka. Mam nadzieję, że wasze były dużo bardziej rodzinne i ciepłe. Co prawda podobno ciężkie chwile scalają rodzinę, ale szczerze mogły by już się skończyć. Ilość negatywnych emocji i wrażeń w ostaniach miesiąca mnie przytłacza...i od teraz mówię basta!!!! 
Drogi Losie, Znajdź sobie inne ofiary do gnębienia!!! A jeśli nie, to ze mną będziesz miał do czynienia. Bojowy nastrój mi sprzyja, więc lepiej nic nie kombinuj...Dość przyjmowania "ciosów na klatę". Teraz przechodzę do kontrataku!!!

















niedziela, 21 grudnia 2014

Pytanie od Was...:D





Ostatnio parę osób zadało mi pytanie...

"Jak ty sobie dajesz radę?"

1. Mały Książę
2. Pan X
3. Dom
4. Gabinet
5. Fitness 
6. Blog


Hym...Cóż łatwo nie jest, ale można. Jestem wyznawcą zasady "Chcieć to móc". Moje życie nigdy nie stoi w miejscu. Nie wyobrażam sobie chwili, gdy stwierdzę, że nie mam celu. Zawsze do czegoś dążę. Docierając do "punktu", który sobie wyznaczam, automatycznie kształtuję następny. Naturą człowieka jest ciągły rozwój. U mnie ta cech jest zdecydowanie dominująca. Czy to dobrze...czy źle...sama nie wiem. Chyba tylko osoby z najbliższego otoczenia będą w stanie odpowiedź na to pytanie. Wiem, jedno... Nie mogła bym  realizować swoich marzeń, gdyby nie wsparcie wielu osób. Zaczynając od Pana X po gro przyjaciół...tak tak... bez WAS chyba bym "zginęła". Podstawą jednak jest "ORGANIZACJA". Bez planu nic bym nie ogarnęła. Są chwile, gdy natłok zadań przytłacza mnie na tyle, że mam ochotę schować się w szafie przed całym światem. Po wielkim płaczu nad swoim losem...dochodzę do wniosku, że trzeba zwolnic. Przecież wszystkiego nie muszę robić sama, czas wybrać do jest najważniejsze. Serce boli, gdy trzeba z czegoś zrezygnować i pozwolić by ktoś inny "przejął pałeczkę". Tak więc kolejnym filarem jest "UMIAR".  Moim głównym cele w życiu jest sprawić, aby Królik był szczęśliwym i dobrym człowiekiem. Nie może cierpieć z powodu moich wyborów. Czasami sama się zastanawiam...Jak ja daję radę...Ale nie ma sytuacji bez wyjścia. Czasami trzeba tylko umieć poprosić o pomoc.





czwartek, 4 grudnia 2014

Przygotowania do świąt vol. 1


 Przygotowania do świąt to mój ulubiony okres. W tym roku postanowiłam trochę szybciej przystroić dom. W końcu 6 grudnia już za 2 dni. Przede mną pierwsza zabawa mikołajkowa Bąbelka. Pamiętam kiedy moja Mama zabierała mnie na spotkanie z Mikołajem do pracy. Można było się przebrać. U mnie standardem był strój krakowianki. Aby dostać paczkę trzeba było się wykazać recytacją wierszyka. Co z tego, że Mikołaj był za chudy i miał brodę z waty. Uczucie ekscytacji gdy szłam po paczkę pamiętam do dzisiaj. He... zawsze bałam się, że dostanę rózgę. Podobno Pan w czerwonym płaszczu widzi wszystko ;) Ho ho ho...









środa, 3 grudnia 2014

One free moment...






OMG!!!
Mam wolną chwilę... i to w środku dnia!!! Spokojnie piję kawę...popełniam zbrodnie kaloryczną i zjadam wiśniowego pączka na drugie śniadanie !!! Mamo!!! Cudowne uczucie!!! Pomimo, że to tylko chwila ,czuję się zrelaksowana. Bycie mamą nie ułatwia odpoczynku. W szczególności jeśli, Bąbel wstał z łóżka lewą nogą i postanowił nie iść dzisiaj do Żłobaka. Gonitwa z rajstopami w ręku za małoletnim Nudystą stanowi niesamowitą rozgrzewkę przed wyjściem z domu. Próby upchnięcia owego osobnika  w foteliku na tylnym siedzeniu, mogę porównać do treningu ze sztangą ważącą 13 kg. Przy okazji oberwałam w głowę z kubka niekapka, otrzymałam orzeźwiający prysznic z soku z kiwi i wepchnięcie słonego paluszka w dziurkę od nosa (nowy sport Pączka).  Dzień jak co dzień. I Love My Job!!!! 
Za to teraz mam całe 2 godziny tylko dla siebie...zaliczyłam przy okazji sklep i aptekę. Nieustająco nawracający karat Małego Księcia przelazł na mnie i nie zamierza poddać się bez walki. Chorobowe mi nie przysługuje, więc faszeruję siebie witaminą C i polopiryną popijając herbatę imbirową z miodem. Zestaw przetrwania pozwala jakoś dotrwać mi do końca dnia tj. godz. 20, gdy pościgi policyjne i parkowanie drewnianych aut ustają. Zakopuję się pod mój ulubionym koc wypijam 2 Ferveks'y i próbuję nie zasnąć jak królik z otwartymi oczami. Ha...nie zapomnijmy o moim nowym najlepszym przyjacielu spreju do nosa. O ten koleżko jest bardzo ważny. Dzięki niemu mogę oddychać i jakoś funkcjonować. Przed wczoraj mój zapas się wyczerpał, a wszystkie apteki na Końcu Świata zamykają o 17. Z bólem serca musiałam pożyczyć dziecięcy środek do odtykania nosa...wstyd i hańba!!! Zabierać dziecku....ech... Podobno katar trwa 7 dni, przede mną jeszcze całe 4 . Gdybym dorwała w swoje ręce pierwszego osobnika na świecie z cieknącym nosem wywiozła bym "tam gdzie raki zimują".  Zimo przybywaj i zamroź wirusy...