poniedziałek, 29 lipca 2013

Droga ciężka praco..."Wyginam śmiało ciało...wyginam śmiało ciało...dla mnie to MAŁO!!!"

"Droga ciężka praco kiedyś przed tobą uciekałam, bo bałam się bólu...teraz na ciebie czekam...Gdzie jesteś??"

Dzisiaj kolejny trening za mną. Moje cielsko waży tyle, że aż sama dziwię się że jeszcze chodzę a nogi nie prostują się w drugą stronę. Matko jak ciężko jest wrócić do formy i do tego kim się było. Mnie samą wyznacza mój pot który przelewam w pracą nad sobą. Nie mam tu namyśli jedynie kształtowania ciała ale również swojego wnętrza. Ćwiczę godzinę dziennie w tym mam 30 min cardio i 30 min jogi z rozciąganiem. Moim celem jest osiągnięcie 50 kg wagi (ostatni raz ważyłam tyle w wieku 18 lat...mamo to było 8 lat temu...bogowie jaka ja jestem stara), szpagaty na każdą nogę i wykonanie wszystkich skoków Cheer. Tak naprawdę każdy chce być lepszy, jedyne co pozostaje do zrobienia, aby osiągnąć cel, to wykorzystanie szansy, którą daje nam nasza wewnętrzna siła. Nie chcę powiedzieć za tydzień, że nie dam rady zrobić kolejnego kilometra biegnąc. Chcę być pewna...że dam radę. Nie ważne jest jak mocno będę zmęczona po ćwiczeniach. Trzeba po prostu brnąć do przodu i nie poddawać się. Mój Pan X też pracuje nad sobą. Robi to jak statystyczny Polak dużo marudzi i debatuje nad tym jak wygląda oraz jaki chciał by być. Dziwi go fakt, że z dnia na dzień jego brzuszek zamienia się w piłkę plażową. Zapomina tylko jednym, że nic nie zrobi się samo. Przez to, że ja nie ćwiczyłam przez prawie 9 miesięcy stałam się zrzędliwa i wybitnie marudna. Zaczęłam się zmieniać w jakąś dziwnie karykaturalną wersję siebie. Wypalałam się psychicznie...teraz zaczynam odzyskiwać własne "Ja". Po każdym ćwiczeniu czuję ból rozpalający mi mięśnie...jednak po chwili pojawia się satysfakcja. Ona łagodzi moje zmęczenie i motywuje do dalszej pracy. Szkoda tylko że jeszcze nie wymyślono nic na zakwasy. Niestety są nieodłącznym elementem ćwiczeń  Podobno piwo jest całkiem skuteczne. Mi jednak nie wolno...och napił by się człowiek takiego zimnego piweczka wieczorkiem...ALE NIE!!! OD PIWA BRZUCHO ROŚNIE!!! Z resztą ćwiczenia ćwiczeniami ale  70 % sukcesu to dieta, a 30 % to treningi. Tak przynajmniej twierdzi guru polskich kobiet Ewa Chodakowska. 
Sama staram się stosować jej zasady. Oto parę z nich:
  • 5 posiłków dziennie (na początku nastawiać sobie budzik/alarm co trzy godziny dopóki nie będziemy sami głodni w tych porach).
    • ZAWSZE trzeba zjeść coś małego po treningu (nawet w nocy jeśli by to miało być pół jogurtu).
      • ZAWSZE trzeba zjeść śniadanie.
        • W ciągu dnia 70 % warzyw i 30 % owoców
        • MIKROFALA = NIE!!!
        • Produkty nabiałowe 0% NIGDY (witaminy rozpuszczają się w tłuszczach) - Tutaj pozwoliłam sobie na lekkie odstępstwo bo uwielbiam jogurty :D
        • SUSHI = OK!! (oczywiście bez majonezu czy smażonych rzeczy)
        • JAK NIE JEMY TO SPALAMY MIĘŚNIE , A NIE TŁUSZCZ! (przykład: osoba otyła i bardzo chuda po odstawieniu jedzenia umrą w tym samym czasie, bo organizm będzie czerpał energię z mięśni!)
        • Woda mineralna, nie źródlana. Ewa jest za teorią picia gdy czujemy się spragnieni a nie wmuszania w siebie 1,5 litra wody.
        • Żadnych kolorowych napojów. Kawa OK.
        • Żadnych sztucznych suplementów – koktajli białkowych i spalaczy tłuszczu. Działają, ale potem metabolizm bardzo zwalnia.
        • JAKOŚĆ PRODUKTÓW PRZEDE WSZYSTKIM !! - kurczak tylko BIO, jeśli nie to indyk (nie można go tak napakować hormonami)
        • Ewa zdecydowanie preferuje robienie posiłków w domu – wiesz co jesz i ile jesz, ale mówi, że na mieście też można zjeść zdrowo. Nie chciała jednak podać, gdzie jada na mieście.
        • Wiadomo, że nie zawsze będziemy w stanie przygotowywać i jeść same zdrowe posiłki. Dla osób, które dopiero przechodzą na zdrową dietę, jak i dla tych, które z różnych względów nie mogą do końca tak się odżywiać (np. ja jem obiady w pracy i mogę wybrać tylko z rzeczy, które są tam przygotowane) ważna jest zasada lepszego wyboru. Zamiast frytek weźmy ziemniaki, zamiast budyniu owoc itd.(Najlepiej po osiągnięciu upragnionej sylwetki) można zrobić sobie raz w tygodniu odskocznię i zjeść coś, do czego ma się słabość, np. lody czy gofra. Ważne, żeby to nie weszło w nawyk.

          Kochani...ja podjęłam walkę z własnym limitem, który zamierzam przesunąć jeszcze dalej i nie zamierzam na tym poprzestać. Trzeba nad sobą pracować bo inaczej człowiek zamieni się w jakiegoś stwora pasożytującego na kanapie i żerującego z pilotem w ręku. Tak więc co dziennie podnoszę swój ciężki tyłek. Rozkładam matę, włączam I phone'a z muzyką do fitnessu i ruszam... Jeśli chcecie poczuć przypływ motywacji to obejrzyjcie filmiki, które dla was znalazłam.






niedziela, 28 lipca 2013

Mania robienia zdjęć...dobrze czy źle??





Ostatnio zauważyłam pewien trend czy to facebook'u czy "Naszej Klasie". Chodzi o potrzebę dokumentowania swojego życia i dzielenia się nim w sieci. Co raz częściej pojawiają się zdjęcia jedzenia lub chwil świetnej zabawy. Moi znajomi powoli przekształcają się w reporterów swojego życia. Czy to źle? Postanowiłam to sprawdzić.W ramach eksperymentu przeanalizowałam swoje poczynania w tej kwestii, znajomych i lubionych blogerów. I Co?! Totalnie poddałam się temu trendowi...Okazuje się, że pogoń za popularnością i chęć posiadania jak najwięcej tzw. "Like'ów" to bardzo ciężka praca. Przecież, nie wszystko jest równie chodliwe i trafia do mas. Do najbardziej obleganych tematów należą dzieci (ostatnio jestem mistrzem strzelania fotek mojemu Królikowy), zwierzęta (również w tym temacie jestem w czołówce), jedzenie (tu zdecydowanie jeszcze kuleję), widoki oraz tzw. DIY (dla nie wtajemniczonych to różnego rodzaju tutorial'e robienia czegoś samemu). Należy tu zwrócić uwagę również na blogi gdzie co raz rzadziej pojawią się teksty a częściej zdjęcia. Fotografie są dużo bardziej chodliwe. Po pierwsze nie trzeba się męczyć, żeby przeczytać tekst a zawsze dowiadujesz się jak...kto...co...i gdzie...Osobiście jestem przeciwnikiem tego typu łatwizny, bo jednak słowa są bardzo istotne to jednak przyznam, że uwielbiam oglądać twórczość amatorskich fotoreporterów. Prawda jest taka, że aby zrobić dobre zdjęcia trzeba trafić w odpowiedni moment i uchwycić to co chcemy. Chwile są ulotne, zdjęcia pozwalają nam na zatrzymanie ich na zawsze. Sama cały czas się uczę jak zrobić dobrą fotkę i trenuję szybkość wyciągnięcia moje I phona z torebki. Niestety w większości przypadków zanim przypomnę sobie, że jestem reporterem  obraz, który chciałam uchwycić, przemija na zawsze. Tak na prawdę większość moich zdjęć nie jest za dobra. Dzięki jednak aplikacją w moim telefonie mogę zwykłe zdjęcie przekształcić w moje własne arcydzieło. Ważne jest, żeby mi się podobało. Naprawdę doceniam wszystkich, który wrzucają zdjęcia na instagram czy facebook'a. Znaczna większość z nich to prawdziwe arcydzieła. A przy okazji z zazdrością patrzę na ich magiczne podróże czy poczynania w kuchni. Jednocześnie inspirują mnie do samodzielnych prób i sprawdzania się na nowych polach.  Docelowo tak naprawdę nie liczy się ilość polubień lecz uchwycenie tego unikalnego momentu, wspomnienia i emocjonalna wartość fotografii.
 Poniżej mamy parę moich samodzielnych prób uchwycenia świata:)
































wtorek, 23 lipca 2013

ŻEBY WYGLĄDAĆ JAK KOCIAK NAJPIERW MUSISZ SPOCIĆ SIĘ JAK ŚWINIA...;)

O tak...postanowiłam w końcu wziąć się za siebie. Od wczoraj trenuję po godzinie dziennie. Powoli wracam również do prowadzenia zajęć. Ale najważniejsze jest to, że znowu czuję w sobie energię i chęci. Wczoraj miałam pierwszy trening od pół roku. Było naprawdę genialnie...nowy power i motywacja. Zakwasy poczułam dopiero dzisiaj wieczorem. Mój biceps woła o poste do nieba, a czworogłowy uda przy schodzeniu po schodach prawie eksploduje...ale jest dobrze...Pierwsze Koty Za Płoty :D 
Dzisiaj mam parę zdjęć motywacyjnych do dalszej pracy nad sobą: 









 

niedziela, 21 lipca 2013

Dżungla pod domem i Ja...czyli zakładanie trawnika dla opornych ;)



Aloha!!! Ostatnio nie mogę narzekać na mojego Pana X. Okazało się, że nasze spięcia minęły. Czy bezpowrotnie? Raczej wątpię, bo co by było gdyby ludzie czasami się nie pokłócili. Po prostu nastała by stagnacja i nie docenialibyśmy tych dobrych momentów. Po za tym zawsze istnieje jeden niezawodny sposób godzenia się jeśli wiecie co mam na myśli. Zaczyna się na literkę S...a kończy na X...hihihi....Tak czy siak...Pan X stał się bardziej pomocny. Wiem...że mu kadzę, a facetom nie powinno się mówić takich rzeczy bo się rozpuszczają. To jednak muszę go pochwalić bo w końcu zaczął być tatą pełną parą ;). Tak tak...odkrył, że Królik nie jest już taki ciężki w obsłudze i nawet potrafi być zabawny i sympatyczny. Potrafi nawet się z nim pobawić. Przez zabawę rozumiemy tu wspólne siedzenie i patrzenie się na obrotową karuzelę od cioci Marty ;). Dzięki temu mam więcej czasu dla siebie i sen, którego mi tak bardzo brakuje. Jednak że ilość mojego wolnego czasu uległa "abgrejdowi". Hym...tylko jak go wykorzystać?! Tak...wpadłam na genialny pomysł i zajęłam się grzebaniem ogródku. Słowo "ogród" jest tu zdecydowanie nad wyraz, na razie przypomina on bagno z gliniastą glebą pełną chwastów. To właśnie owa Dżungla z peżu i bliżej nieokreślonego zielska skłoniła mnie do działania...tym bardziej, że zarosło tak, że nie ma gdzie parkować.Wiem...ja o ogród?! Kto mnie mnie zna doskonale wie, że jestem typową dziewczyną z miasta. Nie mam zielonego pojęci o tym jak się zakłada ogród i panicznie boję się wszelkiego robactwa. Swoją przygodę rozpoczęłam od odwiedzenia sklepu ogrodniczego. W końcu, trzeba mieć czym grzebać w tej ziemi. Powiem wam, że nie była jeszcze w tak magicznym miejscu. W koło rozpościerały się doniczki z kwiatami i różnego rodzaju krzewami, które widziałam pierwszy raz w życiu. W dziale z ziołami pachniało tak cudownie, aż Pan X musiał siłą wyrywać mi doniczki z kolejnym sadzonkami. Podstawą było jednak odnaleźć dział z literaturą. Cóż specem nie jestem więc, chciałam znaleźć książkę pt. " Zakładanie ogrodu. Poradnik dla opornych". Po przejrzeniu wszystkiego nie udało nam się odnaleźć przewodnika. Postanowiliśmy improwizować... No bo kurka...przecież każdy wie co potrzebne jest do założenia ogrodu. Ta...jak zwykle się przeliczyłam...Po pierwsze chcieliśmy kupić łopatę do przekopania tego czegoś pod naszym domem. Docelowo wylądowaliśmy z łopatą do kopania dołów. Tak moi drodzy...okazało się, że istnieje wile odmian łopat. I najwidoczniej kopanie dołów czy przekopywanie ogródka wymaga specyficznego nachylenia szpadla i odpowiedniego kształtu trzonka ;) W przypadku grabi również popełniliśmy mały błąd... ponieważ kupiliśmy grabie do zagarniania liści a nie grabienia ziemi...Tak wiec objuczeni zupełnie niepotrzebnym sprzętem, trawą w kartonie i  jakimś magicznym specyfikiem do porostu traw opuściliśmy sklepik "Mój mały ogródeczek". Po przyjeździe do domu pełni zapału zabraliśmy się do pracy.  Według instrukcji mojej teściowej ( na potrzeby bloga będę ją nazywać Pani Mama X), aby założyć trawnik należy:
1. Wyrwać wszystkie chwasty
2. Przekopać ziemię
3. Zagrabić ziemię
4. Posiać trawę, czyt. rozrzucić ziarenka
5. Podlać jeszcze nieistniejący trawnik
6. Udeptać jeszcze nieistniejący trawnik (lub przejechać specjalnym walcem, którego Pan X kategorycznie nie chciał kupić tłumacząc, że nie będzie trzymał takiego grzmota na strychu bo jeszcze nam przez sufit na głowy spadnie;)) 


Instrukcja całkiem jasna i klarowna. Z radością przeszliśmy do realizacji każdego punku. Ta...już na samym wstępie nastąpiła pewna modyfikacja. Okazało się, że nasza Dżungla ma na tyle mocne korzenie, że wymagała najpierw przekopania a później usuwania paskudztw z ziemi. Lekko spanikowani tą zmianą zaczęliśmy wyniszczać kolejne połacie zielska. Chwaściory jednak łatwo się nie poddawały, kto by przypuszczał, że taka mała roślinka będzie miała gigantyczne korzenie. Masakra...W połowie roboty byłam już cała w ziemi a moje balerinki pokrywała gruba warstwa błocka i gliny. Ta...jako rasowy ogrodnik wybrałam się w balerinkach do przekopania ziemi. Pan X cały czas klął pod nosem bo owa łopata naprawdę nie nadawała się do pracy, którą wykonywał. Cały czas ślizgała się po glinie i trzeba było specjalnie się wyginać, żeby wbić ją w ziemię. Tak więc obrazek utytłanej blondynki w balerinkach grzebiącej w ziemi plus taniec "świętego Wita" ze szpadlem mojego mężczyzny przyciągną całkiem sporą publiczność z sąsiednich domków. Wszyscy radośnie komentowali nasze poczynania, rzucając co jakiś czas "bezcenne rady" pt. "Panie to nie ten szpadel do tego co pan robi" lub "Ja to bym inaczej trzymał ten trzonek". W tym czasie pod brzozą w naszym ogrodzie  utworzył się mini szczyt górski składający się z zielska i kamieni, którego królem został Mój yorki Jack. Radośnie merdając ogonkiem zasiadł na szczycie i nie zamierzał opuszczać swoich włości. Przy okazji nikogo do nich  nie dopuszczał. Jak tylko się zbliżaliśmy przeraźliwie szczekał i próbował podgryzać kostki w obronie swojej zdobyczy;).No nic...Niestrudzeni w swoich bojach jakoś dokonaliśmy cudu i przeszliśmy do realizacji punktu 3., czyli zagrabić ziemię. Tu jednak musiałam opuścić Pana X bo mały Królik wstał i domagał się uwagi. Słysząc jednak coraz głośniejsze uwagi sąsiadów, na pewno nie było mu łatwo z grabiami do liści. Jednak efekt końcowy realizacji planu założenia trawnika przeszedł moje oczekiwania ;) Tak więc pierwszy raz w życiu założyliśmy wspólnymi siłami malutkie poletko trawy. Może to nie jest duży wyczyn dla niektórych ale dla nas to sporo. Jack za nic nie chciał wrócić do domu i domagał się wystawienia misek na podwórko ;)

Aaa... Poniżej krótka sesja z wypadu z moją SIS do Sopotu. Odwiedziłyśmy "Zatokę Sztuki"...fenomenalne miejsce:D Polecam wszystkim, a szczególnie tym z wózkami jeśli mają ochotę zobaczyć plażę. Właściciele postarali się o drewniane podesty, które prowadzą w głąb plaży i spokojnie można przejechać po nich wózkiem z Maleństwem. Jak dla mnie Cytrynowo-Kokosowy soothi pobił wszystkie inne koktajle na głowę...naprawdę pycha:D  






 Pychotka :D....Polecam...smothi truskawkowy i orzeźwiający pomarańczowo-ananasowy z nutką...malin 
 Nie mogłam się powstrzymać...czy to spojrzenie nie jest przez słodkie :D

 Boys of my life...:D LoVe you...