wtorek, 3 września 2013

Made My Day...shhhh...I'm hiding from negative people...


ALOHA!!! Dzisiaj mały, krótki post o negatywach życia. Od pewnego czasu dostaję do moich kochanych "czytaczy" pozytywne wibracje. Zastanawiałam się co takiego wyróżnia moje wypociny od innych. Rozmawiając z osobami, które czytają bloga dowiedziałam się, że jest po prostu pozytywny. Szczerze dziękuję za taką ocenę i mam nadzieję, że dalej będzie rozwijał się w tę stronę. 
Hym...Zaintrygowało mnie jednak to stwierdzenie. Zaczęłam się więc szperać w internecie i szukać innych pozytywnych blogów. W mojej głowie zaistniała nowa misja: "znaleźć pozytywnego blogera". Powiem wam, że naprawdę przejęłam się sprawom i rozpoczęłam swoje śledztwo. Zaczęłam od bardziej popularnych serwisów i przeszłam przez mniej odwiedzane. Moja refleksja jest taka...są pozytywne blogi. W większości jednak dotyczą mody lub kulinariów. Naprawdę ciężko jest znaleźć blogera, który by mówił o sowim codziennym życiu w sposób pozytywny. Nie wiem czy to wynika z polskiej natury, czy może po prostu człowiek jest istotą, która uwielbia negatywne chwile. Może w pewien sposób smutne i ciężkie chwile innych powodują, że czujemy się lepiej. Nasze życie nie jest takie szare i okazuje się, że inny mają gorzej. Wystarczy spojrzeć w TV gdzie aż roi się od przykrych emocji. Te wszystkie programy np. o zdradach lub same serwisy informacyjne. Aż ciężko je oglądać bo człowiek łapie znieczulicę, tyle złego dzieje się na świecie. Dlatego nie oglądam wiadomości. Co jakiś czas sprawdzam tylko ogólne informacje. Staram się jednak skupić na tym co dobre. Moim przeciwieństwem jest Pan X. On uwielbia wszelkiego rodzaju dramaty. Już na prawdę nie wiem ile ja się nasłuchałam o jego ciężkim życiu w pracy i głupocie ludzi. Z całą świadomością mogę powiedzieć, że żółć goryczy go kiedyś zaleje, a brak pozytywnych myśli spowoduje, że ja oszaleje. Tak ja...ponieważ ja tego muszę słuchać. Ile można narzekać...?! Przecież to i tak nic nie pomaga...Zawsze staram się znajdować coś pozytywnego. Niestety, ledwie zażegnam jeden kryzys, pojawia się nowy. I tak "w kółko macieju". Wystarczy jeden, dyżur w publicznym szpitalu a Pan X zmienia się w zgryźliwego starucha, po 90, którego zżera artretyzm. Staliście kiedyś w kolejce do lekarza z grupą starszych ludzi? Gderają...gderają...i gderają...a ciebie trafia szlak...tak własnie czasami się czuję. Ale  powiem wam jedno... Dzięki temu biadoleniu opanowałam pewną sztukę, potrafię wyłączyć się z rozmowy tak, że naprawdę nic do mnie nie dociera. Ktoś coś do mnie mówi i mówi, a ja nic. Jestem w swoim błogim świecie pełnym jednorożców i tęczy. Gorzej tylko, kiedy ktoś się o coś mnie zapyta. Wtedy mam problem bo albo przyznam się do tego, że nic nie słuchałam albo udam głupią. He..dzięki moim blond włosom sporo osób mi wybacza. Zwalają mój "daleko posunięty debilizm" na fakt bycia blondynką ;).   







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz